WSPOMNIENIE GRUDNIA

04 / 01 / 2024

W przeciwieństwie do poprzedzającego listopada, grudzień to dla mnie miesiąc błyskawiczny. Zanim bowiem otrzepię się całkowicie z pofestiwalowego kurzu a organizm zregeneruje siły, okazuje się, że mamy połowę miesiąca, Gwiazdka tuż-tuż, a ja tradycyjnie budzę się z ręką w nocniku.

Dlatego pracując nad tym podsumowaniem, bez zaskoczenia przyjęłam fakt, że wszystkie moje grudniowe wspomnienia zdominowały tematy okołoświąteczne. Jeśli nie macie jeszcze dość choinki i Mikołaja, to zapraszam do lektury.

* * *

Zaczęło się od służbowej wigilii, która w ostatnich latach stała się naszą nie-tradycją. Celowo zastosowałam to nietypowe zaprzeczenie, bo niezależnie jak bardzo obiecujemy sobie każdego roku, że tym razem organizacją wigilii zajmiemy się odpowiednio wcześniej, co roku wychodzi nam dokładnie tak samo. O temacie przypominamy sobie wtedy, gdy już wszystkie restauracje w mieście mają pozajmowane wszelkie okołoświąteczne terminy, a my z kamiennym wyrazem twarzy przyjmujemy do wiadomości, że będziemy się łamać firmowym opłatkiem mniej więcej w okolicach Mikołajek. Nie narzekam jednak, bo lubię ten wspólny czas. Było to znakomite rozpoczęcie miesiąca, najadłam się, pośmiałam i wreszcie mogłam porozmawiać z ludźmi z pracy o zwykłych, życiowych pierdołach, zamiast ciągle wałkować tematy służbowe. Lubię takie niezobowiązujące chwile.

Jestem kulinarnym ignorantem. Nie mam pojęcia, czy podany nam na koniec deser był ptysiem, bezą, czy co to tam jeszcze może być. Wiem jednak, że był przepyszny. Jeśli chcielibyście się przekonać sami, to musicie odwiedzić toruńską Karczmę Spichrz.

* * *

No a później rozpoczęła się proza życia. Z jednej strony praca jak co dzień, z drugiej gorące wyczekiwanie i tym gorętszy okres przedświątecznych przygotowań. Mam to szczęście, że zawsze na Boże Narodzenie wyjeżdżam do rodzinnej Iławy, więc sama wigilijnej kolacji nie organizuję, ale nie zmienia to faktu, że i tak jest sporo roboty z całym tym świątecznym ambarasem. Walcząc więc dzielnie z moim wewnętrznym leniuszkiem, który zimę najchętniej przespałby w całości, zakasałam rękawy i wzięłam się do pracy.

Raz na wozie, raz pod wozem. Mimo maksymalnej determinacji, piżamowy potwór nie chciał pozwolić na detronizację i dzielnie walczył o swoje łóżeczkowe przywileje.

Ostateczny upadek. W przedświątecznej gonitwie pamiątkowe zdjęcie z tego okresu robię sobie z choinkami z centrum handlowego xD

* * *

Święta Bożego Narodzenia. Temat szeroki i głęboki, w ostatnich czasach niestety zdetronizowany do rangi kolejnego tematu w wojnie polsko-polskiej o wartości i pryncypia. Nie chcę brać w niej udziału, ale też nie chcę udawać – nie jestem osobą wierzącą. Jako ateistę określiłam samą siebie jeszcze w dzieciństwie i nigdy nie zmieniłam zdania. Nie celebruję narodzin syna bożego, nie idę na pasterkę, nie przeżywam Świąt Bożego Narodzenia duchowo. Mają one dla mnie całkowicie świecki (nie mylić z komercyjnym) charakter. Świętością jest jednak dla mnie rodzina oraz bliscy i dlatego możliwość spotkania z nimi podczas uroczystej kolacji, obdarowania ich prezentami, przytulenia i życzenia pomyślności traktuję z nabożną czcią, której nie dam sobie odebrać. Nikogo swoim sposobem obchodzenia Gwiazdki nie krzywdzę, nikogo nie namawiam do swoich przekonań, nikomu nic nie narzucam, nie oceniam, nie krytykuję i dokładnie tego samego optymistycznie oczekuję od innych.

Co roku obiecujemy sobie, że tym razem będzie symbolicznie i co roku ów symbolizm wygląda mniej więcej tak. To chyba nawet nie chodzi o potrzebę dostawania, co ogromną radość dawania. Ja wprost uwielbiam i to chyba po prostu cecha rodzinna.

Święta były nawet (trochę) białe…. Cóż, jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma ;)

Ta piernikowa chatka to domowy handmade, która idealnie ilustruje jak cudowną kolacją zostałam uraczona. Było pięknie i pysznie!

Prezenty chyba trafione. Wszyscy zadowoleni…

…i mali i duzi i milusińscy.

Tu jeszcze trzymam wigilijny fason… i wciągnięty brzuch,

a tu już puszczamy hamulce i dajemy porwać świątecznej zabawie na całego.

Lektura na końcówkę grudnia. OK, przyznaję, wszystkie pozycje to raczej literatura z gatunku rozrywkowej, ale ciągle siedem książek w siedem dni to chyba moja życiówka ;P

* * *

Jako rasowy domator nie wyobrażam sobie spędzić Sylwestra inaczej niż w domu, we dwójkę. W niezobowiązujących ciuchach, robiąc tylko to, co się naprawdę lubi. Deszczowa aura nie zachęcała do wychodzenia z domu, więc tym chętniej zaszyliśmy się w czterech ścianach i kameralnie powitaliśmy nowy rok.

* * *

Życzę Wam wszystkiego dobrego w Nowym 2024 Roku!
Spełnijcie swoje marzenia i postanowienia!
Bądźcie zdrowi i szczęśliwi!
^_^

___________________________________

Artykuł nie powstał przy czyjejkolwiek współpracy 
i nie zawiera lokowania produktu. 
Jeśli kogoś lub coś nim promuję, to robię to z własnej, nieprzymuszonej woli.

Zdjęcia pochodzą w prywatnego archiwum autorki bloga. Wszelkie prawa zastrzeżone.


Komentarze