WSPOMNIENIE STYCZNIA

03 / 02 / 2024

Styczeń nie należał w moim przypadku do najbardziej aktywnych miesięcy w roku. Zniechęcona srogimi mrozami, odmrożeniem i wypadkiem komunikacyjnym na deser, większość czasu spędziłam zaszyta w czterech ścianach domu, nadrabiając zaległości filmowe.

Zapraszam zatem do niezbyt pasjonującej lektury moich styczniowych przygód, dyktowanych przede wszystkim desperacką potrzebą rozgrzania się za wszelką cenę.

*   *   *

Gdy wszędzie straszą epickimi śnieżycami, a ja budzę się co rano i w zasadzie za każdym razem mam przed oczami ten oto widok...

Piekło oficjalnie zamarzło a ja znalazłam się w jego ósmym kręgu. Minimalna ilość białego puchu w żaden sposób nie zrekompensowała malowniczością swoich widoków grozy 20-stopniowego mrozu, a ból (i wygląd) odmrożonej twarzy po niespełna godzinnym spacerze pozostanie w mojej pamięci na długo. O tym, jak radzę sobie z podobnymi dolegliwościami możecie przeczytać w TYM WPISIE. 

*   *   *

Wbrew zapowiedziom ze wstępu, miesiąc rozpoczęłam aktywnie, wybierając się do Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy na koncert Anna Wyszkoni / Marek Jackowski - Oprócz błękitnego nieba promujący najnowszą płytę tej artystki. Koncert stanowił hołd dla zmarłego Marka Jackowskiego, polskiego wirtuoza gitary i kompozytora, założyciela kultowego Maanamu. Więcej na temat tego wyjazdu znajdziecie TUTAJ.

Anna Wyszkoni wraz ze znakomitym zespołem zaskoczyła mnie bardzo ciekawymi aranżacjami dobrze znanych wszystkim kompozycji Marka Jackowskiego, które tchnęły w nie nowe życie, nie zatracając przy tym ducha oryginałów. Koncert stanowił część trasy promującej album „10 Jackowski”, wydany pod koniec 2023 roku z okazji 10. rocznicy śmierci artysty.

*   *   *

Coś się kończy, coś się zaczyna. W styczniu pożegnałam zawodowo moją koleżankę z pracy, z którą dzieliłam wspólną niedolę przez prawie 10 lat. Jak ten czas leci! Jej rozmowę rekrutacyjną pamiętam tak, jakby to było wczoraj! Przed Olą szerokie wody nowych życiowych wyzwań i zmian na lepsze, jestem tego pewna. Życzę jej tego z całego serca i mam ogromną nadzieję, że mimo życiowych kolei uda się nam utrzymać kontakt, bo takich znajomości nie traci się bez żalu. Tak czy inaczej, imprezka pożegnalna po prostu musiała się odbyć… w końcu każdy pretekst do zabawy jest dobry… hehe.

Jak widać na załączonym obrazku, wszyscy bawiliśmy się hucznie i przednio, a rączka „lekko” drżała ;)

*   *   *  

Lucjan, Ty draniu! Aleś nam napędził strachu! Misja weterynarz na szczęście i tym razem zakończyła się sukcesem, a kocur po serii zastrzyków stanął na swoje cztery czarne łapy. Nie zmienia to jednak faktu, że wszyscy coraz dobitniej odczuwamy nieuchronność tego, co w końcu będzie musiało nadejść. Ciągle łudzę się jednak nadzieją, że mamy jeszcze trochę czasu na wspólne zabawy… i na tym skończę.

I jak tu nie kochać tego sierściucha!?

*   *   *

zdj.1 Poprzednie życia ©A24Films / zdj.2 Dream Scenario ©A24Films / zdj.3 Przesilenie zimowe ©Miramax / zdj.4 Anatomia upadku ©Les Films Pelléas

Zima to dla mnie najlepszy czas na nadrabianie filmowych zaległości. Sezon nagród trwa w najlepsze, a ja sukcesywnie zbliżam się do wyczyszczenia filmowej listy grzechów. Za mną pierwsze projekcje, o których możecie przeczytać w TYM MIEJSCU i cała masa głośnych tytułów, które ciągle czekają na moją atencję. W ostatnich dniach rozpływam się cała nad francuską Anatomią upadku, czyli zdobywcą Złotej Palmy na zeszłorocznym Festiwalu Filmowym w Cannes.

Anatomia upadku ©Les Films Pelléas

Film w warstwie fabularnej ilustruje żmudny proces wyjaśnienia przyczyny tragicznego w skutkach upadku z wysokości pewnego mężczyzny, którego niejasne okoliczności rozpoczynają skomplikowaną rozprawę sądową, będącą jednocześnie bolesną wiwisekcją relacji małżeńskiej. To wszystko jednak tylko pretekst dla reżyserki i współscenarzystki filmu, Justine Triet, której udaje się wyjść ponad opowiadaną historię i odnieść do bardziej uniwersalnych wartości, czyniąc zeń film ponadczasowy. Przeprowadzona tu analiza teorii resentymentu przekonuje wnikliwością i przywraca wiarę w kino. Naprawdę cieszy mnie fakt, że jest w nim jeszcze miejsce na uniwersalizm.  

*   *   *  

Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Cokolwiek napiszę tu o tym corocznym święcie zwycięstwa ducha nad materią, będzie czystym truizmem. Ograniczę się zatem do krótkiego, bardziej osobistego wyznania. Finał WOŚPu to ten jedyny dzień w ciągu całej zimy, kiedy nie jest mi zimno. Czerwone serduszko na klapie płaszcza lśni dumnie, a to w klatce piersiowej w duecie z buzującymi w głowie, pozytywnymi emocjami rozpalają ciało do czerwoności!

*   *   *  

Poniżej natomiast kilka innych, styczniowych zestawów do pracy nie opisanych szczegółowo w poświęconych temu cyklowi postach, które możecie podejrzeć TUTAJ, TUTAJ oraz TUTAJ.

Podstawę zestawów z powyższych zdjęć stanowią: 1. sweter i jeansy MASSIMO DUTTI (nowy i stary zakup) oraz kowbojki NEXT (stary zakup) / 2. płaszcz MARIE ZÉLIE (stary zakup), dzianinowa chusta ANNA FIELD (stary zakup) oraz botki RYŁKO (stary zakup) / 3. dzianinowa bluzka DF YOUNG (z drugiej ręki – La Rondé), plisowana spódnica MASSIMO DUTTI (stary zakup) oraz kozaki RYŁKO (stary zakup) / 4. golf H&M (stary zakup), spódnica DIOR (z drugiej ręki – Vinted) oraz kozaki RYŁKO (stary zakup)

*   *   *

Styczniowe haiku wprost z mojego tematycznego kalendarza, autorstwa Fujiwara no Teika oraz zimowy krajobraz z wizji Utagawa Hiroshige (fragment). Wrzucam tutaj te dwie fotki, bo po prostu bardzo interesuje mnie kultura Japonii i lubię się tym dzielić z innymi, ale nie tylko. Czy mieliście kiedyś okazję posiedzieć dłużej na Google Arts & Culture? Zainicjowany przez Google projekt funkcjonuje w sieci od 2011 roku, więc pewnie tak, a przynajmniej o nim słyszeliście. Okazjonalnie korzystałam z jego atrakcji również ja, ale dopiero niedawno zaczęłam mieć na jego punkcie istną obsesję. Może to kwestia zimy i niechęci do wychodzenia z domu… sama nie wiem. Tak czy siak gorąco polecam Wam to miejsce w internecie.    

zdj. domena publiczna

Drzeworyt Góry Kiso w śniegu (org. Kisojo no San Sen, 1857), autorstwa Hiroshige, przedstawia zimowy pejzaż górski, wykonany zaledwie rok przed śmiercią artysty i jest częścią cyklu trzech tryptyków poświęconych tematowi „Setsugetsuka”, terminu złożonego z japońskich znaków oznaczających śnieg, księżyc i kwiaty. Jest to klasyczny temat poezji chińskiej, przejęty przez twórców japońskich. Pejzaż Kiso, jak widać na załączonej grafice, ilustruje temat śniegu. Nocna panorama widoków Kanazawy podczas pełni księżyca z kolei odnosi się do Księżyca, natomiast Wiry Naruto w prowincji Awa stanowią symboliczną ilustrację tematu Kwiatów. Te trzy tryptyki zalicza się do najwybitniejszych prac w dorobku Hiroshige.

Dzieło znajduje się w zbiorach Metropolitam Museum of Art w Nowym Jorku. Z kolei przedstawione nań Góry Kiso, to łańcuch górski położony w japońskich prefekturach Gifu i Nagano na wyspie Honsiu. Nazywa się je także Środkowymi Alpami Japońskimi.  

*   *   *

Styczniowe wschody i zachody ciał niebieskich nad Toruniem, czyli dzień za dniem i fotograficzne pitu-pitu w oczekiwaniu na cieplejsze dni wiosny. Do zobaczenia przy okazji kolejnego wpisu!

___________________________________

Artykuł nie powstał przy czyjejkolwiek współpracy 
i nie zawiera lokowania produktu. 
Jeśli kogoś lub coś nim promuję, to robię to z własnej, nieprzymuszonej woli.

Zdjęcia pochodzą w prywatnego archiwum autorki bloga. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Komentarze